Plan na dzis – Aquaria Vattenmusset (czy jakos tak), oraz słynny skansen.
Oba obiekty znajduja się na znanym nam już Djurgarden, zatem docieramy na miejsce bez problemu. Na pierwszy ogien Aquaria. Zaczyna się to od wejścia w poludniowoamerykanska dzungle. Wita nas sadzawka wypelniona duzymi rybami i ostrzeżeniem (które bardzo się spodobalo Marysi), żeby nie dotykac, bo gryza. Oczywiście, jak zobaczyłem, ze jedna troche wystaje z wody przy brzegu i jakas kobieta ja dotyka, tez musialem pogłaskać. Twarda i sliska nie przejela się tym i nie pofatygowala się, żeby mnie ugryzc. Po chwili robi się ciemno i grzmi – trzeba się schowac do chatki, bo będzie tropikalna ulewa. Calkiem fajne przedstawienie. Idziemy dalej przez dzungle, po czym schodzimy na dol, żeby przez szyby pooglądać tamtejse sadzawki ”od srodka”. Maja nawet wielkie piranie, które jednak piraniami nie sa i zywia się owocami:) Dalej jest kawalek lasu mangrowego z ryba, która pelza na pletwach po blocie i inna, która pluje woda w owady żeby spadly. Nastepnie zaczynaja się akwaria morskie (pierwszy raz widziałem kraba pustelnika – zmieszne zwierze, nawet przed krewetka uciekal:)). Glowne i największe akwarium zawiera dwa gatunki rekinow i rafe koralowa z roznymi kolorowymi rybkami. Ujdzie, ale w Arkadach mamy wieksze i to za darmo:) Ostatnia sala to powrot do codzienności, potok z jego fauna i flora, jakies jeziorko i… kanal sciekowy, którym można przejść i poczytac o roznych skazeniach. Jeszcze ciekawostka – wode do tych potokow pompuja z baltyku i pewnego razu, ku ich zdziwieniu urodzily im się male rybki, lososie, których nie ma w okolicy, a okazalo się, ze w baltyku sa malutkie:)
Udajemy się do skansenu, po wejściu cofamy się troche w czasie do początku XX w. Pokazane jest, w jakich chatkach zyli rozni ludzie – warsztaty rzemieślników, chatki żołnierzy, dworek, ze dwa chłopskie obejścia, sklepy… W starodawnym warsztacie szklarza pan sobie co prawda pomagal palnikiem, no ale przymknęliśmy na to oko. Pod warsztatem zas wysypane sa pozostałości jego pracy, wielokolorowe odlamki szkla, na których bawia się dzieci. Nie kaleczy to, taki zwir. Natomiast w sklepikach już wszystko jest z epoki, nawet kasa, która robi glosne *ding* jak pani ja otwiera. No, ceny może nie z epoki, ale jakos trzeba zyc:P
Druga czesc skansenu to zwierzeta Skandynawii, czyli wilki, losie, misie, foki, generalnie to, co u nas mieszka. Trafilismy chyba na pore ich sjesty, bo wszystkie jakies takie nieruchawe. Teren oczywiście ogromny, pewnie nie wszedzie doszliśmy a i czesc chatek była pozamykana. Kolo skansenu jest jeszcze zoo, ale doszliśmy do wniosku, ze mamy pewnie we Wroclawiu wieksze i ze nam się nie chce, a poza tym Marysie zaczyna bolec oko bo cos z soczewka nie tak.
Po drodze do domu kupujemy pizze, z czyms co przypomina dzdzownice a jest pokrojona szynka, do tego 2 piwa, potem jeszcze w sklepie 2 do domu (jedno za 7 drugie za 17 a oba takie same wodniste). Ciekawostka – oni maja nawet na puszki i plastikowe butelki kaucje!
Po lenieniu się przez jakis czas w domu umawiamy się z Chinczykiem, znalezionym na forum CS, który będzie u nas w czerwcu. Spotykamy się na stacji, lazimy po starowce, ogolnie przyjemnie spedzamy czas i idziemy do domu z powrotem, oczywiście Zhixin ma u mnie zaklepany nocleg.
W domu słodkie lenistwo az do powrotu Holgera, który zaczyna nagrywac jakas składankę, ze swojej imponującej kolekcji plyt. Jak tylko konczy postanawiamy isc spac, gdyz jutro bardzo wczesnie rano musimy wstac na samolot. Zegnamy się ostatecznie z naszym gospodarzem, oczywiście zapraszamy do siebie po czym w miare szybko zasypiamy.