Rano (tak dosyc pozno rano) wybieramy się z powrotem na Gamla Stan zwiedzic w koncu ten palac krolewski. Tym razem się udaje i zaopatrzeni w bilety udajemy się w strone krolewskich apartamentow. Wnetrza podzielone na czesc dla krola, krolowej, księżniczek itd. + dla gosci robia wrazenie, wszystko jest ogromne, ale w sumie nic oryginalnego, większość pałaców tak wyglada. Po przejsciu apartamentow idziemy do skarbca krolewskiego. Drzwi jak do schronu przeciwatomowego a za nimi 2 male pomieszczenia z koronami roznych królów i krolowych, do tego kilka akcesoriow takich jak rogi czy rapiery. Dobrze, ze kupiliśmy combination ticket za 140 kr za wszystko bo byśmy zaplacili 100 za sam skarbiec a to zdecydowanie za duzo. Nastepny punkt Tre Kronor Museum. Ogolnie to caly ten ich palac zostal zbudowany na podstawie spalonego w XVI w zamku i wlasnie zmierzamy do jedynej ocalalej starej czesci. Wchodzimy przejsciem pod murami zbudowanym dla jakiejs szarej eminencji i trafiamy w pomieszczenia gospodarskie średniowiecznego zamku. Chyba najciekawsze to z tego wszystkiego. Zostalo nam jeszcze tylko zwiedzenie Gustav III:s Antikmuseum (przepisane z biletu, stad ta dziwna konstrukcja:)). Ów Gustaw III jak się dowiadujemy przywiozl sobie z Wloch kolekcje antycznych rzezb i zrobil muzeum, które na jego pamiątkę zostalo utrzymane do dzis. Tez nic specjalnego, dwie dosc duze sale wypelnione marmurowymi rzezbami, calkiem ladnymi.
Po obejrzeniu tego wszystkiego, decydujemy, ze mamy jeszcze czas, żeby zobaczyc Vasamusset, czyli muzeum wielkiego okretu, który był szykowany na wojne z Polska, lecz jak go już zbudowali to zaraz po wypłynięciu z portu zatonął. Udajemy się zatem w poszukiwaniu promu na Djurgarden, gdzie to muzeum się znajduje i niedlugo potem przy pomocy jakiegos Szweda jesteśmy na przystani. Nasze bilety na ichnie MPK działają na promie, wiec plyniemy na wyspe. Statek robi tez wielkie wrazenie, stoi jakby w piwnicy muzeum a naokoło niego jest 7 pieter galeryjek z roznymi ciekawostkami odnośnie statku i ogolnie realiow tamtego okresu. Miedzy innymi jest makieta naturalnej (jak na tamte czasy – dla mnie za nisko, dla Marysi w sam raz) wielkości ukazujaca zycie na okrecie, nawet się marynarze bija:) Sa tez profesjonalnie zrobione wizerunki ludzi, których szkielety znaleziono w miejscu katastrofy. Robi wrazenie, twarze, jak prawdziwe. Sa tez same trupki wyłowione z wody i ladnie położone w gablotach. Marysia najbardziej polubila niejakiego Ivara, bo się najladniej uśmiechał, nawet zrobila sobie z nim zdjecie. Niestety, jak się w domu okazalo, zdjecie twarzy Ivara w make-upie było tak ruszone, ze nie do uratowania, wiec porównania nie będzie.
Oczywiście, jak na nas przystalo nie doceniliśmy wielkości szwedzkich muzeow i nie zdążyliśmy obejrzec wszystkiego przed komunikatami oznajmiającymi zamkniecie na dzis. Ostatnie pietro ogladamy już z biegu, polecieliśmy tam, zachęceni grupka starych Japonczykow z miniaturowymi kamerkami, którzy nic nie robili sobie z komunikatow. Jak oni mogą to my tez, o!
Po tym wszystkim decudujemy, ze nie chce nam się już lazic, poza tym jest pozno i z doswiadczena wiemy, ze nie zdazymy kolejnej rzeczy zwiedzic, wracamy wiec do domu.